Artykuł
Kolektyw albo anarchia
USA chcą mieć w Europie partnera, a nie nastolatka, którym ciągle się trzeba opiekować. Nie może być tak, że my inwestujemy w zdrowie, edukację i komfort życia, a zbroją się za nas Amerykanie
Z Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz rozmawia Marek Tejchman
Prezydent Emmanuel Macron ogłosił, że kończy się era obfitości. Czy wojna oznacza, że musimy przemodelować funkcjonowanie naszych gospodarek i społeczeństwa?
Konflikt na pewno będzie długotrwały. Może mieć różne fazy: gorące, zawieszone, mieszane. Ale z powodu istoty rosyjskiego reżimu nie wygaśnie. Dzisiaj nie widać, by ten kraj mógłby wyzbyć się żądzy imperialnej, stać się przewidywalny i demokratyczny, współpracować z Zachodem na przyjaznych zasadach. Nawet gdyby doszło tam do zmiany władzy, to nowy przywódca byłby prawdopodobnie synem reżimu, kimś, kto działa zgodnie z logiką systemu. Trzeba też mieć świadomość, że wojna z Rosją to tylko część większego obrazu. Trwa ostra konkurencja z Chinami o technologie, przewagę ekonomiczną i geopolityczno-militarną. My też jesteśmy częścią tej gry. Widzimy podważanie globalnego przywództwa Stanów Zjednoczonych, trzonu, wokół którego jest zbudowany kolektywny Zachód. To nasze miejsce w świecie, a zatem jego los jest również naszym.