Artykuł
Demokracja żyje, niech żyje populizm
Jeśli zasadą populizmu jest odwoływanie się do konfliktu my–oni, skrajna personalizacja polityki i retoryka, która odbiera przeciwnikom prawo reprezentowania społeczeństwa, to populistami są – lub wkrótce się staną – prawie wszyscy
Przynajmniej od 2015 r. nie ma dnia bez jakiegoś nekrologu demokracji. Brexit, zwycięstwo Trumpa, afera Russiagate, naruszanie niezawisłości sądownictwa od Brazylii po Polskę, ujawnienie kolejnych olbrzymich kampanii dezinformacji w mediach społecznościowych czy inwigilacja za pomocą systemu Pegasus to tylko niektóre z licznych okazji, przy których wieszczono koniec liberalizmu i demokracji w świecie Zachodu. Ta jednak, owszem, poobijana i chora na deficyt legitymizacji, nie chce umrzeć. Wybory się odbywają, wolne media nie dały się jeszcze zamknąć, a kolejne ekipy rządzące przejmują władzę bez rozlewu krwi.
Na tamten świat nie dały się jednak wyprawić także siły kontestujące główny nurt – tzw. populiści. Rola Giorgii Meloni we Włoszech, parlamentarny sukces radykalnych i oskarżanych o szowinizm ugrupowań w Izraelu czy właśnie ogłoszony start Donalda Trumpa w kolejnych wyborach prezydenckich są tego świetnymi dowodami. A przecież koniec populistycznej fali, kompromitację Trumpa oraz jego wszystkich naśladowców na globalnej scenie wróżono równie często jak śmierć demokracji.