Artykuł
Kto nam ukradł Boże Narodzenie
Wigilia w pustym mieszkaniu ma zalety, nie ma wad. Odpadają absurdalne koszta żywienia ludzi, którzy jakby czekali na jadło przez cały rok. Niczego nie trzeba ogarniać, bo i dla kogo, ani sprzątać, bo i po kim
Ilustracja z „Opowieści wigilijnej” Karola Dickensa
Usiadłem spokojnie w niemłodym, lecz dobrze jeszcze się sprawującym fotelu, zaparzyłem herbatę wyniesioną z pomieszczenia socjalnego w mojej firmie i ułożyłem stos wyniesionych prenumerowanych przez nas gazet; wybierałem te, które propagowały racjonalność wydatków.
Świąteczny nastrój zakłóciła komórka. Dziwne. Przed laty ustawiłem specjalny dźwięk dla wspólnika, który, trzeba mu oddać sprawiedliwość, dzwonił tylko w ważnych sprawach. Niedawno wspólnik zmarł – w bardzo niedobrym momencie, jeżeli chcecie wiedzieć – i dźwięk też zamarł. Aż do teraz. Nie odebrałem, bo i od kogo. I za drugim razem też nie, z tego samego powodu. I nawet zdążyłem podzielić się sam ze sobą refleksją, że aby mieszkanie było naprawdę puste, nie powinno być w nim duchów, kiedy komórka przemówiła jego głosem: – Człowieku, mam dla ciebie ważną wiadomość. Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzał.