Artykuł
Stany Zjednoczone Kajmanów
Amerykańscy bogacze płacą niższe podatki niż budowlańcy. Rząd nie spieszy się z reformą, bo sam na tym układzie korzysta
Amerykański resort finansów zaalarmował we wrześniu, że kasa państwa straciła w ostatnim roku nawet 163 mld dol. w niezapłaconych podatkach przez najbogatszych, m.in. Elona Muska (Tesla, SpaceX), Billa Gatesa (założyciel Microsoftu) czy Jeffa Bezosa (Amazon).
Choć ta suma poraża, to doniesienia, że bogacze nie odprowadzają w podatkach tyle, ile powinni, nie są żadną nowością. Na ten stan rzeczy Ameryka intensywnie pracuje już od czterech dekad - odkąd dała się uwieść reaganomice oraz popadła w deregulacyjny obłęd, który bardziej niż planem zapewnienia wzrostu gospodarczego okazał się sposobem na modelowanie systemu fiskalnego pod potrzeby i gusta finansowego patrycjatu. W efekcie tutejszy system podatkowy posiada tyle luk oraz przyzwoleń na odliczenia, że kilka lat temu miliarder Warren Buffett szczerze wyznał: „Nic dziwnego, iż człowiek taki jak ja ma możliwość płacić mniejsze podatki niż moja sekretarka”.
Jakie to możliwości?
Dawać, by nie oddawać
Posłużę się przykładem Jareda Polisa, gubernatora stanu Kolorado, w którym mieszkam. Zanim w 2009 r. został kongresmanem, był przedsiębiorcą i inwestorem. Wypłynął na dotcomowym boomie końcówki ubiegłego stulecia, kiedy zamienił rodzinną firmę produkującą tradycyjne okolicznościowe kartki w internetowy serwis oferujący możliwość przesyłania życzeń w wersji elektronicznej (bluemountain.com). W 1999 r. za sprzedaż witryny koncernowi Excite@Home Polisowie zgarnęli 780 mln dol., a Jared założył lub współtworzył od tego czasu wiele innych firm w sektorze IT i w e-handlu. Jedną z bardziej znanych była e-kwiaciarnia Proflowers.com, sprzedana Liberty Media za 470 mln dol. W 2019 r., ostatnim przed powrotem z Waszyngtonu, Polis plasował się na trzecim miejscu wśród najmajętniejszych kongresmanów z fortuną szacowaną na ponad 120 mln dol. (dziś to 400 mln dol.).