Artykuł
Coś lepszego niż życie na niby
Inni, obcy, nieznani? To znaczy – jacy? Zastanawiała się pani kiedyś, dlaczego te słowa budzą w nas irracjonalny lęk?
Dzieci, z którymi jeszcze niedawno nic ich nie łączyło. Sąsiedzi, o których istnieniu nie mieli pojęcia. Pomysł na życie, który miesiąc wcześniej wydawał się nierealny. I nagle pojawił się impuls, który skłonił ich do zmierzenia się z tym, co nieznane. Oto trzy historie ludzi, którym spotkanie z „obcym” pomogło otworzyć się na troski innych.
Może być „mamo” i „tato”
Z Chełma do Biłgoraja jest niewiele ponad 100 km. Jednak dla Katarzyny Sobczuk-Wójciszyn i jej męża przeprowadzka z rodzinnego domu do wioski dziecięcej SOS była zmianą o 180 stopni. – Poprzednie życie? Byłam dziennikarką, z działką kryminalną. Ciągle w tłumie, w biegu, nakręcona kolejnymi tematami. Nieraz mierzyłam się z ludzkimi dramatami. Ale z tych spraw chcieliśmy wyciągnąć jakieś dobro, pomóc lub chociaż przestrzec innych, by nie popełnili podobnych błędów – opowiada Katarzyna. W pewnym momencie przestało to jej wystarczać. Praca nie dawała już poczucia, że coś zmienia, że faktycznie ma na coś lub na kogoś wpływ. A że z wykształcenia jest pedagogiem, uznała, że pora zacząć działać w tym kierunku. – Wróciłam do pomysłu, który siedział w mojej głowie, jeszcze zanim poszłam na studia: pracy w rodzinnym domu dziecka. Zaczęłam rozmawiać o tym z mężem, też dziennikarzem. Nie był na „nie”. Uznaliśmy, że możemy wejść w cykl szkoleń organizowanych przez Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce. Wtedy jeszcze nie wierzyliśmy, że uda nam się go skończyć.