Artykuł
Drogi Święty Mikołaju
Wiele wskazuje, że to ostatni list, jaki do Ciebie piszę. Dwa lata temu prosiłem o porządną legislację i ograniczenie produkcji (coraz gorszej jakości) prawa. Rok temu - widząc, że temat jest stracony, a do tego oszołomiony liczbą przekrętów i przypadków instrumentalnego naginania przepisów przez tych, którzy je tworzą - prosiłem, żebyś przyniósł nam w tych szalonych czasach odrobinę spokoju. Oczywiście i tego życzenia nie chciałeś - lub nie potrafiłeś - spełnić, bo mijający rok przyniósł nam jeszcze więcej niepokojów. Do starych konfliktów i problemów doszedł nam nowy: kryzys humanitarny na granicy.
Z drugiej strony po trosze rozumiem twoją niechęć do zaangażowania, kiedy spojrzeć na poczynania administracji. Jeśli w meczu z koronawirusem drużyna strzela samobója za samobójem, to choćby dokooptować do składu Lewego z Messim, nie odwrócą oni wyniku. Przy prawie 600 zgonach dziennie nie wprowadza się praktycznie żadnych restrykcji, choć w kwietniu ubiegłego roku 14 zgonów było powodem do zamknięcia wszystkiego - łącznie z lasami. Rozumiem, że jedna śmierć jest tragedią, a setki zgonów dziennie stają się już tylko statystyką, ale co innego rozumieć mechanizm oswojenia się z tym faktem i zobojętnienia, a co innego się z nim pogodzić.