Potencjalny sukces szuka ojca
Jeśli artysta przychodzi do biznesmena tylko po pieniądze, to biznes na tym nie zyska, a sztuka straci. Lepiej znaleźć partnera niż sponsora
1,5 mln dol. – tyle zainwestował w produkcję musicalu „Metro” Wiktor Kubiak. I to w czasach, kiedy polska kultura nie znała jeszcze pojęcia „prywatyzacja”, a biznes – na fali transformacji ustrojowej zapoczątkowanej w 1989 r. – dopiero zaczynał się dorabiać i nie miał z czego dotować artystów. „Metro” okazało się kasowym sukcesem. Tylko od stycznia 1991 do maja 1992 r. spektakl wystawiono 500 razy, czyli więcej niż raz dziennie. Pojechał nawet na Broadway i choć tam sukcesu nie odniósł, musical dostał nominację do prestiżowej nagrody Tony. Nie to jest jednak w tej historii najbardziej pouczające. Ona pokazuje, że kultura potrzebuje „wizjonerskich temperamentów” – jak Wiktora Kubiaka określił w rozmowie ze mną Janusz Stokłosa, kompozytor piosenek do „Metra”. Bez tego temperamentu i artyści, i biznesman niewiele by ugrali.
Biznesmen wynajął na wakacje pomieszczenia na warszawskim AWF-ie, gdzie stworzył zaplecze hotelowo-rekreacyjne dla aktorów. Opłacił masażystów, foniatrów, nauczycieli akrobatyki i stepowania. Kupował stroje, załatwił lasery. Kiedy pojawiała się nowa potrzeba, wyciągał pieniądze i płacił. Nie było rzeczy niemożliwych.
Duże pieniądze poszły nie w reklamę, tylko w produkcję – w stworzenie warunków do pracy. – Sytuacja przybrała diametralnie inny obrót. Może nie od razu urodził się sen o Ameryce, ale skala zmieniła się niemal natychmiast i zaczęliśmy myśleć o tym projekcie rzeczywiście, jak o czymś zupełnie nowym, nietypowym i według polskich standardów odkrywczym i nieznanym – tak finansowy wkład Wiktora Kubiaka ocenia Janusz Stokłosa. Okazało się, że sukces komercyjny w kulturze jest osiągalny nawet w przypadku produkcji teatralnej, która – w porównaniu z muzyczną czy filmową – uchodzi raczej za drugorzędną. I nie trzeba oglądać się na systemową kuratelę. „Musical (…) zademonstrował przy okazji, jak może (i jak powinna) wyglądać inscenizacja teatralna w warunkach prywatnego sponsoringu i braku tak zwanego mecenatu państwowego” – pisał Daniel Wyszogrodzki.