Dobry Trump ryby zostawi
Wiesz, jak to teraz jest z Amerykanami. Albo robimy im łaskę i dają nam po gębie, ale też dają napiwki, albo nie robimy i tylko walą po gębie
Do tajnej kaplicy sanktuarium jasnogórskiego zjechał windą, która nie dość, że zwiozła, to jeszcze przebadała, informując o swoich działaniach miękkim głosem bezkształtnego anioła. A to, jakie ma ciśnienie, a to, czy broni nie ma, a to, czy urządzeń podsłuchowych czy chociażby telefonu albo narkotyków. Wychodząc z windy, zerknął na małą metalową etykietkę, informującą po polsku i niemiecku, że – stwierdził z satysfakcją – mechanizm sfinansowano z pakietu wzbogacania dziedzictwa historycznego Unii Europejskiej.
Kaplica bardziej mu się skojarzyła z grotą niż miejscem kultu, ale akurat do czekającej go rozmowy dobrze się nadawała. Niestandardowym meblem był w tej przestrzeni stolik z trzema krzesłami. Bardziej owalny niż okrągły. T. nie chciał niepotrzebnej awantury. Chciał potrzebnej. – Potrzebna awantura jest potrzebna, alleluja... – zanucił.