Demokracja, król coraz bardziej nagi
„Prezesi” sieci spółek, obdarzeni absolutną władzą w wybranych zakresach, by zapewnić maksymalną wolność w pozostałych, a w razie potrzeby zrzeszający się pod berłem autorytarnego „super-CEO”. Czy to wizja przyszłego ustroju dla świata?
„Demokracja jest instytucją na piękną pogodę, a nadejście brzydkiej jest, jak to w przyrodzie bywa, nieuchronne” – oceniał u schyłku swego życia, w latach 90. XX wieku Erik von Kuehnelt-Leddihn, austriacki pisarz i historiozof. I wieszczył, że w związku z tym „nie sposób zapobiec kryzysowi demokracji”. Ten arystokratyczny i katolicki intelektualista bynajmniej nie był zwolennikiem systemów w rodzaju niemieckiego nazizmu czy sowieckiego komunizmu. Miał z nimi osobiście na pieńku, ale przez dekady z bliska obserwował praktykę demokracji państw anglosaskich, która była w tamtych czasach uważana za wzorcową, i na tej podstawie uznał, że ów najeżony słabościami ustrój musi w końcu ulec presji ze strony sił totalitarnych, zaś jako system optymalny postrzegał monarchię absolutną. Po prostu analiza politologiczna wskazywała, że pod rządami króla jednostka może wprawdzie liczyć na mniej „równości”, ale za to na o wiele więcej „wolności”. Sprawy publiczne mają zaś szanse być zarządzane lepiej niż w demokracji, gdyż „lud” nie ma wystarczających kompetencji ani do wyboru odpowiedniej władzy, ani do jej efektywnego kontrolowania. Brak mu też właściwej motywacji.
Kuehnelt-Leddihn powątpiewał ponadto w merytoryczną jakość pochodzących z wyboru polityków. Wskazywał przy tym proroczo, że rozziew pomiędzy kompetencjami „ludu” i jego demokratycznych przedstawicieli a poziomem wiedzy niezbędnym do rzeczywiście skutecznego rządzenia państwem będzie się stale powiększał. Powody: postęp technologiczny plus obejmowanie przez politykę coraz to nowych sfer życia (wymuszane przez logikę demokratycznej rywalizacji wyborczej i eskalację obietnic), a co za tym idzie – szybki wzrost puli informacji niezbędnych do przetworzenia przed podjęciem decyzji. Sprostać zadaniu mogli jego zdaniem jedynie profesjonaliści – odpowiednio przygotowani do konkretnej roli i zbierający doświadczenia w sposób ciągły, co w demokracji jest niemal niemożliwe.