Techniczne niuanse
Rozumiemy, że wspieracie swoich rolników, chcecie, by sprzedawali jak najwięcej. I wspierajcie ich dalej, ale nie kosztem Ukrainy
z Mychajłem Podolakiem rozmawia Michał Potocki

Mychajło Podolak, doradca Andrija Jermaka, szefa biura prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, naczelny spiker obozu prezydenckiego
Mychajło Podolak, doradca Andrija Jermaka, szefa biura prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, naczelny spiker obozu prezydenckiego
W maju 2022 r., u szczytu miłości polsko-ukraińskiej, mieliśmy wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w Kijowie i plany wielkiego traktatu dwustronnego. Półtora roku później premier Donald Tusk nie wyklucza zamknięcia granicy, opozycja proponuje objąć embargiem wszystkich ukraińskich producentów produktów spożywczych, a od ukraińskich urzędników słyszymy oskarżenia, że Warszawa gra ręka w rękę z Rosją. Co się stało?
Życie.
Życie?
Życie polityczne. Lecz ja inaczej postrzegam całą sytuację. Nasze państwa osiągnęły historycznie nowy poziom relacji – to teraz relacje sojusznicze. Jednak są też techniczne niuanse, które są dla nas nieco bolesne. Ale zacznijmy od stwierdzenia trzech faktów. Po pierwsze, nie ma wątpliwości, że Ukrainę i Polskę łączy strategiczne partnerstwo. Po drugie, europejski rynek jest konkurencyjny niezależnie od tego, czy trwa wojna, czy nie. Stąd protesty nie tylko polskich, lecz także francuskich, niemieckich, włoskich czy holenderskich rolników, którzy chcą wiedzieć, jakie za pięć lat będą dotacje i czy rynek raczej się otworzy, czy zamknie. Z liberalnego punktu widzenia ograniczenia nie są dobre.
Wspólna polityka rolna nigdy nie była liberalna.
OK, rozumiem to. Ale właśnie rozpoczyna się proces negocjacyjny przed możliwym wejściem Ukrainy do Unii, więc zrozumiałe zasady konkurencyjne są dla nas ważne. Stąd propozycja prezydenta Wołodymyra Zełenskiego: omawiajmy odrębnie kwestie gospodarcze z rządem Polski i KE, ale nie blokujmy granicy, zwłaszcza dla transportów wojskowych i humanitarnych.