Artykuł
Za cesarza Augusta…
Od niedawna podkreśla się, że choć Chrystus jest postacią rzeczywistą, to opowieści o jego życiu już niekoniecznie. Nic dziwnego, bo sam opis okoliczności jego narodzin przyprawia historyków o migrenę
Pieter Bruegel (starszy) „Spis ludności w Betlejem” (1566)
Dzięki żmudnemu zestawieniu długiej listy przodków Chrystusa ewangeliście Mateuszowi udało się przekonać sobie współczesnych, że Jezus pochodził z dobrego domu. Podobna motywacja towarzyszyła Łukaszowi, który w najpełniejszy sposób odwołał się do politycznego klimatu swoich czasów. To z jego Ewangelii pochodzi fragment odczytywany na spotkaniach bożonarodzeniowych jak świat długi i szeroki: „w owych dniach stało się zaś tak, że ukazał się edykt Cezara Augusta, by przeprowadzić spis całego zamieszkałego świata. Po raz pierwszy przeprowadzono go, kiedy namiestnikiem Syrii był Kwiryniusz. Wyruszyli więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swojego miasta”.
Historia narodzin Chrystusa celowo została skomponowana w sposób, który znacząco różni się od antycznych opowieści o bogach, boginiach i wielkich bohaterach. Nie brakuje w niej wprawdzie nadprzyrodzonych zjawisk oraz postaci nie z tego świata, ale równolegle czytelnik otrzymuje informacje, które utrzymują narrację w tonie prasowego sprawozdania. W niczym nie przypomina ona mitów o urodzeniu z piany morskiej (Afrodyta), głowy Zeusa (Atena) czy jego uda (Dionizos). Ewangeliczna opowieść obnażyła naiwność pogańskich kultów, a dziesiątki mitów zdegradowała do roli opowiastek z dreszczykiem. Czy to jednak wystarczy, by uznać ją za relację w pełni historyczną?