Artykuł
2022: o roku… uff!
Na szczęście okazało się, że wojna jest kiepskim narzędziem załatwiania interesów na arenie międzynarodowej. Być może dzięki tej nauczce wciąż mamy pokój na Indo-Pacyfiku, a Pekin nie zdecydował się na agresję przeciwko Tajwanowi
Prezydenci Xi Jinping i Władimir Putin w drodze na galę z okazji 70. rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych między Chinami a Rosją. Teatr Bolszoj w Moskwie, 5 czerwca 2019 r.
Tytułowa, nieco żartobliwa przeróbka znanej apostrofy Mistrza Adama jest nieprzypadkowa. 2022 r. nie był rokiem szczególnego urodzaju ani „niebieskim oznajmiony cudem”, jak wspominany przez wieszcza w XI księdze „Pana Tadeusza” 1812 r. Ale tak samo jak tamten był rokiem wojny. A westchnienie ulgi oznacza, że mogło być znacznie gorzej.
Bez ciągu dalszego
Konwencjonalna wojna na dużą skalę, w dodatku u granic Unii Europejskiej, rok temu wciąż wydawała się prawie nieprawdopodobna. Jeszcze w styczniu i lutym 2022 r. analitycy oceniali koncentrację rosyjskich wojsk przy granicach Ukrainy jako blef. Słusznie wskazywali, że armia rosyjska jest słabsza, niż się wydaje, gdy obserwuje się defilady, a państwo ukraińskie jest znacznie lepiej przygotowane do odparcia ewentualnej agresji niż w 2014 r. Podkreślali też, że skonsolidowany politycznie Zachód jest gotowy do bardziej asertywnej reakcji niż po aneksji Krymu. Konkluzja była taka, że Moskwie absolutnie nie opłaca się rozpętanie wojny – straciłaby na niej dużo więcej, niż mogłaby zyskać. Tyle że Władimir Putin (zapewne dezinformowany przez oportunistycznych podwładnych) zachował się irracjonalnie i dał rozkaz ataku.