Artykuł
Nieskończona błogość przyszłych istnień
Marzenia longtermistów są odległe od tego, czego pragnęłaby większość społeczeństwa. Ale są jakieś. Wizje, które snują ich przeciwnicy, są wyprane z fantazji i ambicji
Wizja kolonii w kosmosie Jeffa Bezosa nawiązująca do konceptu fizyka i futurologa Gerarda K. O’Neilla
Wielkiemu Technatowi nie dane było się narodzić. Były lata 30. XX w., upadały banki, waluty i całe gospodarki. Najbardziej przewidywalne instytucje nowoczesnego świata w zderzeniu z kryzysem okazały się słabe. Zarówno biedni, jak i zamożni szukali nadziei w nowych ideologiach, które obiecywały zaprowadzić nowy porządek.
Grupa inżynierów i wizjonerów w Ameryce Północnej miała swoją odpowiedź na totalitaryzmy panoszące się w Europie i niewydolny - ich zdaniem - biurokratyczny kapitalizm. Technokracja. Światem powinni rządzić nie politycy, lecz technologowie. Zamiast niespójnej, podatnej na spekulację i kryzysy dystrybucji dóbr przez rynki należy wprowadzić pełną automatyzację i zastąpić wymianę waluty wymianą energii - nową, uniwersalną jednostką produktywności. Program technokratów zakładał tak gruntowną przemianę społeczeństwa, że trudno pomieścić go w ramach jakiejś dzisiejszej ideologii - były tam elementy radykalnie lewicowe, faszystowskie, libertariańskie, utylitarne i utopijne.
Przyszły świat dobrobytu i bezpieczeństwa, jaki projektowali technokraci, zakładał m.in. likwidację banków centralnych i pieniądza, władzę jednej organizacji (ale nie partii), krótki dzień pracy i pełne zaspokojenie potrzeb wszystkich uczestników życia gospodarczego. Granice państw na kontynencie amerykańskim miały się rozpłynąć. Byt przyszłości - nie państwo, lecz dyktatura postępu i rozumu - określano mianem Technatu. Rządzić miała elita inżynierów potrafiąca projektować rzeczy, które działają - w przeciwieństwie do bankierów