Artykuł
Partnerstwo publiczno-bandyckie
Polityka i wojsko w Rosji przez lata ulegały kryminalizacji. Inwazja na Ukrainę przyspieszyła ten proces. I dziś Rosją trzęsie biespriedieł, kryminał bez zasad
Wejście do biura Prywatnej Firmy Wojskowej Wagner w Sankt Perersburgu. 4 listopada 2022 r.
44-letni Armen Sarkisian zna twarde zasady ulicy. Przedsiębiorca z Gorłówki, miasta satelity Doniecka, wszedł do biznesu, ściągając haracze. Był do tego przygotowany, bo jego ojciec Nahapet był „awtoritietem” kryminalnym (w hierarchii więziennej byłego ZSRR przestępca w randze umownego pułkownika), który w uznaniu za „zasługi” ma dziś w mieście nawet ulicę swojego imienia. Stać go było, więc sobie załatwił. Armen, od maleńkości trenujący boks, wyrósł na godnego następcę Nahapeta.
Gdy w 2010 r. do władzy w Ukrainie doszedł Wiktor Janukowycz, kariera młodego Sarkisiana przyspieszyła. Był niemal równolatkiem i kolegą Ołeksandra, starszego syna prezydenta, ważnej postaci Simji, klanu Janukowyczów uwłaszczającego się bez umiaru na państwie. Simja nie mogłaby zarabiać, gdyby nie związki ze światem przestępczym, a świat przestępczy nie rozwijałby się tak szybko, gdyby nie patronat państwa. Co ciekawe, jedynym legalnym biznesem Sarkisiana była wówczas agencja ochrony, którą nazwał Awtoritiet, nawiązując tym samym do terminologii świata kryminalnego. Patronem całego środowiska na Donbasie był w owym czasie Jurij Iwaniuszczenko - „wor w zakonie” (złodziej w prawie), czyli regionalny lider świata przestępczego.
Tamte złote czasy są już za nimi - Janukowycza nie ma, na dodatek wybuchła woja, więc i bandyci muszą na nią łożyć. Armen, który już podczas rewolucji godności lat 2013-2014 dostarczał do Kijowa „tituszki”, dresiarzy do bicia demonstrantów, dostał od Rosjan zadanie powołania i sfinansowania prywatnego batalionu (ok. 750 osób) na wzór Grupy Wagnera. Jego oddział miałby wziąć udział w bitwie o Bachmut, którą „obstawiają” wagnerowcy z firmy należącej do Jewgienija Prigożyna, oligarchy bliskiego Władimirowi Putinowi. Brygada Sarkisiana miałaby osłabić jego wpływy i zlikwidować wrażenie, że ewentualne zdobycie miasta to prywatny sukces biznesmena aspirującego do miana ludowego ministra obrony.