Artykuł
Pieczone jeże, czyli polska odmiana gościnności
Podjęcie gości tak, by poczuli się jak w niebie, było w czasach szlacheckiej Rzeczpospolitej kwestią honoru. Koszty nie grały roli
„Uczta u Radziwiłłów”, obraz Aleksandra Orłowskiego
Kultywowany w polskich domach zwyczaj zostawiania miejsca przy wigilijnym stole dla niespodziewanego gościa, poza symbolizowaniem ważnych wartości, jest także wspomnieniem zapisanym w zbiorowej pamięci. Przypomina o naszej gościnności, która w czasach rozkwitu Rzeczpospolitej była ewenementem w Europie.
„Nie do karczem, do zajezdnych domów, lecz prosto w podróży udawano się do dworu, znajomego czy nieznajomego ziemianina lub proboszcza, z którym wnet tworzyła się poufałość i każdy nie za natręctwo podróżnego to uważał, lecz jakby za wyświadczoną sobie przyjacielską łaskę i przyjmował najmilej” – pisze etnograf Łukasz Gołębiowski w wydanej w 1830 r. książce „Domy i dwory”. „Stąd powszechny dawniej na dworach polskich zwyczaj zostawiania kilku miejsc próżnych u stołu dla panów «zagórskich», czyli mogących nadjechać. (...) Stąd u możnych zawsze otwarte domy i stoły, zapraszanie raz, a na zawsze do nich i owa ludzkość w przyjęciu, że kto wszedł tylko w progi domowe z szablą u pasa, tj. człek stanu rycerskiego, i oddał cześć gospodarzowi, miał prawo z nim zasiąść do stołu” – dodawał.
Zadośćuczynienie obowiązkowi traktowano w Rzeczpospolitej jako rzecz honoru. Jeśli ktoś nie przestrzegał zwyczaju, wówczas groziło mu powszechne potępienie. Z kolei im więcej starań się uczyniło, aby przybyłych wręcz oszołomić gościnnością, tym większą sławę, uznanie i szacunek zdobywało się w okolicy.