Artykuł
U progu białego szaleństwa
Z rachunku krótkoterminowych zysków i strat różnym graczom wychodzi, że zanim polarno-klimatyczna bomba wybuchnie nam w twarz, da się jeszcze przez wiele lat robić to, co dotychczas, czyli intensyfikować eksploatację Arktyki i Antarktyki
Bliski Wschód, Indo-Pacyfik, Ukraina – o tych rejonach globu mówi się dziś najwięcej w kontekście zagrożeń dla bezpieczeństwa międzynarodowego. Oczy sporej części specjalistów coraz częściej kierują się jednak także ku biegunom Ziemi. Na otaczających je zimnych i białych pustkowiach dojrzewają bowiem procesy, które mogą zdestabilizować nasz świat jeszcze bardziej niż Hamas, Putin czy chińskie ambicje podboju Tajwanu.
Łowcy i romantycy
Jeszcze całkiem niedawno mogło się wydawać, że na obszarach polarnych głównym lub nawet jedynym przeciwnikiem człowieka jest sama natura, wyjątkowo wymagająca, bezwzględna i okrutna. Tak przynajmniej mogły zakładać pokolenia wychowane na idealistycznych legendach i na książkach wybitnych polskich popularyzatorów tematyki polarnej, Aliny i Czesława Centkiewiczów. Zbiorową wyobraźnię kształtowali też piszący weterani podbiegunowych odkryć, tacy jak Norweg Fridtjof Nansen, laureat pokojowego Nobla, czy mniej znany, ale niezwykle interesujący i inspirujący Jan Nagórski – nasz rodak, który jeszcze przed I wojną światową, jako oficer w służbie carskiej, wykonał pierwsze loty nad Arktyką.
Mianem tym określa się północne obszary Ameryki i Eurazji oraz ocean pomiędzy nimi, łącznie ok. 26 mln km kw., z czego aż 14 mln km kw. stanowią morza. Sięgają tu terytoria lądowe Rosji, Kanady, Szwecji,