Obywatele drugiej kategorii
W państwie będącym własnością partii ci, którzy do niej nie należą, muszą zapomnieć o karierze
Dobrze zaopatrzony sklep za żółtymi firankami. Warszawa, ul. Krucza
Każda zmiana władzy w III RP to zachłanne zagarnianie łupów przez zwycięzców. To stanowiska, dochody oraz inne profity możliwe do wzięcia z tego, co pozostaje pod kontrolą państwa. W obecnym rozdaniu to branie jest ogromne, bo z ograniczonego zasobu apetyty muszą zaspokoić aż trzy ugrupowania.
Jednak na dłuższą metę rządy aparatczyków sprawiają, iż nawet osoby na szczytach władzy zaczynają tęsknić za fachowcami. Tego stanu ducha doświadczano cyklicznie w PRL-u po kolejnych gospodarczych klęskach. Acz, żeby refleksja nadeszła, najpierw konieczna była katastrofa.
Rewolucyjne spostrzeżenie
„W drugim ćwierćwieczu Polski Ludowej nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, które by zmuszały do uprawiania praktyki powodującej powstawanie społecznego odczucia, iż bez legitymacji partyjnej w kieszeni nie można liczyć na objęcie żadnego stanowiska kierowniczego, a tym bardziej ważnego – w skali powiatu, województwa i państwa” – oznajmiał Mieczysław F. Rakowski w artykule, który latem 1971 r. ukazał się na łamach „Polityki”. Tekst nosił tytuł „Dobry fachowiec, ale bezpartyjny”.
Wagi stawianych w nim tezom dodawała sama osoba autora. Rakowski był nie tylko naczelnym tygodnika, lecz także zastępcą członka Komitetu Centralnego PZPR. Poza tym „Polityka” była oficjalnym pismem KC, zatem pojawienie się takiego artykułu przyjęto powszechnie jako zapowiedź zmian, które zamierzał wprowadzać nowy I sekretarz Edward Gierek.
Dlatego wkrótce nastąpił wysyp listów do redakcji. Autorzy opisywali, jak wyglądają w zakładach i urzędach rządy partyjniaków, podczas gdy jedyne, na co mogą liczyć bezpartyjne, kompetentne osoby, to wegetacja. „Korespondenci potwierdzali, że w awansach pomija się osoby bezpartyjne, które traktuje się jak «obywateli drugiej kategorii» mimo ich wysokich kwalifikacji” – pisze w opracowaniu „«Socjalistyczny zakład pracy» w listach do władz z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych” Grzegorz Miernik.