Przegrany triumwirat
Kampania wrześniowa musiała zakończyć się upadkiem II RP. Bo rządzący podjęli wiele decyzji, które sprawiły, że Polska była do niej nieprzygotowana
Polscy żołnierze idą do niemieckiej niewoli. Sochaczew, wrzesień 1939 r.
Jak bardzo jest źle, Polacy zorientowali się przed północą 6 września 1939 r. Wtedy z odbiorników radiowych usłyszeli wezwanie płk. Romana Umiastowskiego skierowane do mieszkańców Warszawy, by ruszyli do budowy barykad i umocnień, bo niemieckie wojska zbliżają się do miasta. Zarazem szef propagandy w Sztabie Naczelnego Wodza kazał mężczyznom zdolnym do noszenia broni, wciąż niezmobilizowanym, by opuścili stolicę, udając się w kierunku wschodnim. Na Kresach mieli czekać na wcielenie do armii.
W Warszawie zapanował chaos. Na dodatek rząd z administracją oraz Naczelny Wódz wraz ze sztabem zaczęli przygotowania do ewakuacji, co pogarszało sytuację. Bo nikt nie spodziewał się aż tak szybkiego upadku państwa. Dobrze ujął to po wrześniowej katastrofie dowódca Armii „Kraków” gen. Antoni Szylling: „Klęską narodu stawało się nie to, że wojna była przegrana, bo inaczej być nie mogło, a to, że wojsko nie mogło się bić, tak jak tego nadzieje i ambicje narodu oczekiwały, a przeznaczenie i honor wojsk wymagały”.
II RP waliła się w gruzy – a pierwsze posypały się szczyty władzy.
Osobny triumwirat
Wraz ze śmiercią Józefa Piłsudskiego zniknął w II RP jedyny ośrodek władzy zdolny do koordynowania kluczowych elementów polityki państwa. Według tego, co zapisał w pamiętniku premier Janusz Jędrzejewicz, Marszałek oznajmił mu, iż chciałby, żeby po przyjęciu nowej konstytucji, dającej prezydentowi władzę niemal dyktatorską, głową państwa został Walery Sławek. Nie tylko najwierniejszy z jego współpracowników, lecz także osoba, która nadzorowała pisanie ustawy kwietniowej.