Długi proces zmian
Czy sprawa okrutnych gwałtów w Mazan może się przyczynić do nowej rewolucji obyczajowej we Francji?
Gisèle Pelicot witana przed sądem w Avignon
Mazan to mała miejscowość w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, do niedawna znana tylko z luksusowego hotelu w dawnym pałacu rodziny de Sade. Niecałe 5 tys. mieszkańców. To tu mieszkało małżeństwo Pelicot. Para z 50-letnim stażem, trójka dorosłych już dzieci poszła na swoje, założyła własne rodziny. Dziś – podobnie jak cała Francja – nie mogą zrozumieć, co się stało. Jak to możliwe, że ich ojciec przez przynajmniej 10 lat przynajmniej 200 razy odurzył ich matkę, gwałcił ją i „udostępniał” innym mężczyznom? Chętnych znajdował na specjalnym forum internetowym, choć i tak wszyscy zidentyfikowani sprawcy mieszkają w promieniu 50 km od Mazan. To nie jakiś „zepsuty Paryż” czy świat show-biznesu. Od czasu #metoo czy francuskiego odpowiednika #balancetonporc kolejni gwiazdorzy kina, znani dziennikarze i politycy mierzą się z oskarżeniami o gwałty, ale – prawdę mówiąc – takie afery nikogo już nie dziwią. Płomienne przemowy przeciwko przemocy seksualnej na galach wręczenia Cezarów albo choćby aluzje o konkretnym reżyserze czy aktorze są wałkowane w mediach przez kilka dni, po czym niewiele się zmienia. W środowisku znajdują się i tacy, którzy piszą artykuły w obronie obwinionego, najczęściej w tonie „oddzielmy człowieka od jego twórczości” albo „Gérard to Gérard”. Telewizja zdejmie z ramówki film z udziałem podejrzanej gwiazdy i tyle. Sprawiedliwość może i zostanie kiedyś wymierzona, ale wiadomo: jej młyny mielą wolno.