Bohaterzy nie zawsze byli bohaterami
Komuniści musieli zwalczać pamięć Powstania Warszawskiego, bo pełna prawda o nim delegitymizowałaby władzę – mówi Paweł Ukielski, historyk, politolog, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego
Od lat 1 sierpnia o 17, w godzinie „W”, Warszawa zatrzymuje się na kilka chwil, ludzie stają w wielu miastach w Polsce i nie tylko. Dla większości z nas takie przejawy patriotyzmu i historycznej pamięci są czymś naturalnym, tak jak śpiewanie niezakazanych już piosenek. Ale nie zawsze tak było.
Pierwszy sygnał do ataku na ideę Powstania dał już Stalin w jego trakcie, mówiąc o awanturze, z którą nie chce mieć nic wspólnego. Komuniści za nim podążali, więc czasy stalinowskie – do 1954 r., a tak naprawdę do 1956 r. – to jest czarny okres. Chociaż można wyróżnić dwa podokresy. Pierwszy tuż po wojnie, do lat 1947–1948, wtedy była jeszcze pewna ograniczona zgoda na obchody rocznicowe, pojawiały się pierwsze upamiętnienia. Później nastał okres najczarniejszy, który można datować od rozpoczęcia wielkich aresztowań żołnierzy Armii Krajowej. W 1948 r., w Wigilię, aresztowano Jana Rodowicza ps. Anoda i innych „Zośkowców”. Później nastąpiła odwilż, która jednak nie trwała długo, bo już od 1958 r. na nowo ta śruba była dokręcana przez Gomułkę, chociaż oczywiście nie było już powrotu do sytuacji z czasów stalinowskich. Później na pewno należy wspomnieć o karnawale Solidarności, kiedy tematyka powstańcza pojawiła się w podziemnej prasie, literaturze. A potem stan wojenny i wychodzenie z niego; wtedy można mówić o próbach „umizgów” generała Jaruzelskiego do środowisk patriotycznych, co zakończyło się już po wyborach czerwcowych odsłonięciem 1 sierpnia 1989 r. Pomnika Powstania Warszawskiego.