Artykuł
Brzydkie słowo na K
Opanowanie stolicy Nowej Kaledonii przez siły porządkowe to nikły sukces. Problemem nie są ostatnie zamieszki, tylko stosunek Paryża do kolonializmu
W reportażu telewizyjnym z lat 80. XX w. biały nauczyciel przepytuje dzieci w szkole pod chmurką: – Kto zamieszkiwał Galię, zanim pojawili się Francuzi? Ga…? – Galowie – dopowiadają dzieciaki. Siedzą w kucki, rozchełstane koszulki. I mają ciemną skórę. Nauczyciel przechodzi do kolejnego obowiązkowego elementu wychowania patriotycznego: – A kim byli Galowie? Naszymi przo…, przo…? – Przodkami – kończą chórem uczniowie. – A jak żyli Galowie? – Jak dzikusy. – To zupełnie jak wy – kończy z uśmiechem biały pan. W następnym ujęciu uczniowie śpiewają Marsyliankę.
Dzieci to Kanakowie, rdzenni mieszkańcy (ich przodkowie przybyli ok. 3 tys.lat temu) Nowej Kaledonii – złożonego z głównej wyspy pod tą samą nazwą i kilku mniejszych wysepek archipelagu znajdującego się w zachodniej części Oceanu Spokojnego. Do Galii i dzisiejszego Paryża jest prawie 18 tys. km.
Kanakami nazwali miejscowych Brytyjczycy, którzy zapuścili się tu jako pierwsi Europejczycy. Stąd zresztą nazwa Nowej Kaledonii (Caledonia to łacińskie określenie Szkocji). Francuzi przejęli ją dopiero w 1853 r., w czasie, kiedy na Réunion (d. Bourbon) czy na Antylach byli już od ponad dwóch stuleci. Przydała się jako kolonia karna, idealne miejsce zsyłki skazanych komunardów. Szybko utworzono – stopniowo zmniejszane do ok. 10 proc. powierzchni głównej wyspy – rezerwaty dla miejscowej ludności. Powstawały na północy, w górach. Biali zajęli dogodniejsze tereny na południu. Ten ściśle geograficzny podział przyczyni się później do całkowitego braku porozumienia. Jest inaczej niż w innych francuskich koloniach – tu dwie społeczności żyły jak w RPA w czasach apartheidu.