Artykuł
Znów zapłacimy... ...za śmieci
Fatalne zarządzanie gospodarką odpadami kosztuje nas miliardy złotych rocznie. Mimo to niespieszno nam do reform. Rachunki za te zaniedbania właśnie zaczęły spływać
Legislacyjny i inwestycyjny paraliż - tak można najzwięźlej podsumować ostatnie kilka lat w gospodarce odpadami. Od 2018 r. nie potrafimy wdrożyć unijnych dyrektyw i usprawnić recyklingu, co uderza nas wszystkich po kieszeni. Tylko w tym roku zapłacimy 1,7 mld zł z tytułu podatku od niepoddanego recyklingowi plastiku (o 60 mln zł więcej niż rok temu). 6 mln zł dziennie! Kwoty te byłyby dużo niższe, gdybyśmy na poważnie zainwestowali w nowe zakłady, poprawili selektywną zbiórkę, uporządkowali przepisy i wdrożyli kluczowe reformy. Dużo, ale czasu też nie było mało. A jak wynika z ostatnich analiz Instytutu Ochrony Środowiska (IOŚ), recyklingowi jest poddawanych w Polsce zaledwie 28,6 proc. tworzyw sztucznych.
Ja płacę, pani płaci…
Za śmieci płacimy kilka razy. Po raz pierwszy za odebranie śmieci spod naszych domów, co często nie wystarcza, by pokryć wszystkie koszty. Samorządy dopłacają więc do systemu, tnąc wydatki na inne działania, np. drogi, szkoły czy place zabaw. Wtedy płacimy po raz drugi - jako mieszkańcy gmin. Po raz trzeci, gdy okazuje się, że źle wysortowane odpady nie nadają się do recyklingu, przez co budżet państwa zostaje obciążony podatkiem od plastiku. A możliwe, że już wkrótce będziemy płacić po raz czwarty - jako podatnicy w samorządach, które nie osiągną wymaganych przepisami poziomów recyklingu i będą zmuszone uiścić wielomilionowe kary. Oczywiście z naszych pieniędzy.
Ten scenariusz nie musiał się ziścić, ale przez lata woleliśmy odwlekać trudne zmiany. Wygląda na to, że Unia wreszcie straciła cierpliwość i odgórnie forsuje reformy, z których wdrożeniem ociąga się kilkanaście krajów członkowskich. W tym Polska.