Artykuł
Wolny rynek w dół, inflacja w górę
Polityka gospodarcza realizowana w Polsce w ostatnich latach nosiła znamiona latynoamerykańskiego populistycznego cyklu zaczynającego się od boomu popytowego, a kończącego się wysoką inflacją i wyhamowaniem wzrostu
Wciąż porównujemy politykę gospodarczą ostatnich lat do tej, która była prowadzona przez prawie trzy dekady po 1989 r. Może jednak warto dać sobie z tym spokój. Polityka gospodarcza jest w głównej mierze efektem przyjętego modelu państwa, a ten przecież się zmienił. Znacznie zwiększyła się rola interwencjonizmu państwowego.
Iluzja kontynuacji
Od dłuższego już czasu promuje się politykę pieniężną przyznającą bankowi centralnemu prawo do nakładania wysokiego podatku inflacyjnego. Zanim jeszcze nastąpił silny wzrost inflacji i wysokości długoterminowych stóp procentowych, sugerowano, że byłoby dobrze, gdyby nasz dług publiczny się zwiększył, ponieważ obecny pułap konstytucyjny nadmiernie ogranicza możliwości polityki fiskalnej.
Wcześniej jeszcze w ogóle znikł z dyskusji argument, że największą zaletą planu Leszka Balcerowicza było to, iż był na tyle konsekwentny i zdecydowany, że stworzył warunki, w których naprawdę zadziałały proefektywnościowe i prowzrostowe mechanizmy gospodarki rynkowej. A stało się tak głównie dzięki temu, że powstało wiele instytucji mających odpowiednią niezależność lub autonomię, by ograniczać interwencjonizm państwa i dawać działać mechanizmom wolnego rynku i konkurencji. Takie ramy instytucjonalne polityki ekonomicznej pozwoliły na szybką poprawę efektywności gospodarki, ustabilizowanie inflacji i otwarcie gospodarki na wymianę. Mogliśmy dzięki temu wejść do UE i znaleźć się w przemysłowym rdzeniu Europy. Wciąż niedoceniane jest także to, że dokonane w