Wyszukaj po identyfikatorze keyboard_arrow_down
Wyszukiwanie po identyfikatorze Zamknij close
ZAMKNIJ close
account_circle Jesteś zalogowany jako:
ZAMKNIJ close
Powiadomienia
keyboard_arrow_up keyboard_arrow_down znajdź
removeA addA insert_drive_fileWEksportuj printDrukuj assignment add Do schowka
comment

Artykuł

TEMATY:
TEMATY:
Data publikacji: 2022-12-09

Na jaką wojnę się szykujemy

Brutalna prawda jest taka, że w razie starcia z przeciwnikiem dysponującym takimi zdolnościami ofensywy powietrznej jak dzisiejsza Rosja, nasz imponujący sprzęt pancerny i artyleryjski na ziemi będzie względnie łatwym celem

Odbiór pierwszych czołgów K2 i haubic K9 na terenie terminala kontenerowego w Gdyni, 6 grudnia 2022 r.Odbiór pierwszych czołgów K2 i haubic K9 na terenie terminala kontenerowego w Gdyni, 6 grudnia 2022 r.

W Polsce (i nie tylko) długo dominowała wizja świata, w której klasyczny konflikt zbrojny między nowoczesnymi państwami jest prawie niemożliwy. Wojna – pojmowana jako zorganizowane działania umundurowanych armii, z użyciem sprzętu pancernego i artyleryjskiego, samolotów i okrętów oraz piechoty – miała należeć do przeszłości. Ewentualnie pozostać metodą „uprawiania polityki innymi środkami” w jakichś odległych od Europy zakątkach. Nasze siły zbrojne miały być nie tyle strażnikiem ojczystych granic, ile narzędziem realizacji sojuszniczych zobowiązań w okazjonalnych operacjach „out of area”. Temu założeniu podporządkowywano (przynajmniej z grubsza) struktury organizacyjne, politykę zakupów sprzętu, szkolenie.

Agresywne działanie Federacji Rosyjskiej w przestrzeni postradzieckiej stopniowo podważało dotychczasowe przekonania. Swoje dołożył kryzys migracyjny na granicy, do którego zażegnania zaangażowano również wojsko. Ale kropkę nad i postawił dopiero Władimir Putin 24 lutego 2022 r. Od tego momentu już wszyscy uznali, że potrzebna nam jest silna armia „starego typu” – nie tylko lekkie oddziały ekspedycyjne, lecz przede wszystkim związki pancerno-zmechanizowane o dużym nasyceniu artylerią lufową i rakietową. Sceny rozgrywające się w Ukrainie na przełomie zimy i wiosny wszak w każdej chwili mogły się powtórzyć u nas.

Szczerze mówiąc, pewnie niewiele brakowało – gdyby rosyjska inwazja poszła zgodnie z planem, Moskwa prędzej czy później znalazłaby sobie pretekst do kolejnego skoku. Może na Litwę lub Łotwę, może na Mołdawię i Rumunię, a może na nas. W marcu czy nawet kwietniu nie wiedzieliśmy jeszcze, jak długo potrwa ukraiński opór, na ile poważna będzie determinacja zachodnich sojuszników, jaką strategię wobec wojny będą realizować Chiny (czy np. mocniej nie wesprą antyzachodniej szarży Kremla albo skorzystają z okazji, by uderzyć na Tajwan). Wiedzieliśmy za to, że nasza obronność nieźle wygląda głównie na papierze, bo skutków wieloletnich zaniedbań nie nadrobiono mimo szumnych deklaracji. W ostatnich latach utracono natomiast sporo atutów i rysujących się szans. W dodatku niebagatelna część użytecznej broni i sprzętu została awaryjnie przekazana Ukraińcom (zresztą jak najbardziej słusznie).

close POTRZEBUJESZ POMOCY?
Konsultanci pracują od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 - 17:00