Buldożer na podorędziu
Ludzie, z którymi masz reformować państwo, mają zwykle dobre intencje. Niektórzy jednak po prostu chcą cię nabrać. Trzeba być czujnym
Z Remigijusem Šimašiusem rozmawia Sebastian Stodolak
Co było pańską największą porażką jako ministra sprawiedliwości?
To, że w ogóle zgodziłem się objąć to stanowisko w 2008 r.
Jak to?
Nie startowałem wówczas w wyborach, nie miałem więc takiej demokratycznej legitymacji do rządzenia. Po prostu dostałem telefon z propozycją współtworzenia nowego rządu. Pierwszą reakcją było: „Nie ma mowy”.
Ale się pan zgodził.
W końcu tak. Byłem wtedy prezesem Lithuanian Free Market Institute i w jakimś sensie zawodowo parałem się mówieniem politykom, co mają robić, więc miganie się od tego, by słowa w końcu przekuć w czyny, byłoby niekonsekwentne. Niestety nie miałem planu, musiałem go sformułować naprędce, więc popełniłem kilka błędów. Największym była swego rodzaju naiwność wynikająca z braku doświadczenia.
Jak się ona objawiała?
Na przykład kiedy przyszli do mnie ludzie, oferując łapówkę w zamian za zwolnienie szefa systemu penitencjarnego, uznałem z automatu, że skoro źli ludzie, ci łapówkarze, chcą się go pozbyć, to on musi być świetnym dyrektorem. Czas pokazał, że się myliłem. To była po prostu walka między dwoma klanami.
Co pan zrobił z tymi łapówkarzami?
Zgłosiłem próbę przekupstwa organom śledczym. Ci ludzie nie zostali jednak skazani, bo nie miałem wystarczających dowodów. Tymczasem właśnie więziennictwo wymagało bardzo głębokiej reformy. Byliśmy w czołówce Unii Europejskiej, jeśli chodzi o liczbę więźniów w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Resocjalizacja nie działała, osadzeni uczyli się w celach sposobów na kolejne przestępstwa... Katastrofa. Liczba więźniów do dzisiaj spadła o ponad 60 proc. Żeby tak się stało, oprócz wprowadzenia odpowiednich zmian w prawie, musiałem zwolnić 90 proc. dyrektorów zakładów karnych. Zracjonalizowaliśmy system kar w taki sposób, by wyeliminować sytuacje, w których kara więzienia była tą domyślną. Wprowadziliśmy np. dozór elektroniczny. Udało się także zredukować liczbę aresztantów.