Artykuł
Po co nam cyfrowe mózgi?
Polska ma osiem superkomputerów. Przed każdym z nich ustawiają się kolejki naukowców
Kajaani to niewielkie miasteczko w centralnej Finlandii. Od Helsinek dzieli je sześć godzin jazdy samochodem. Od znanego ze skoczni narciarskiej Kuopio – dwie godziny. Choć z atrakcji turystycznych ma chyba tylko zrujnowany zamek, Kajaani jest jednak wyjątkowe. Przez odziewięć miesięcy w roku ciepło dla części miasta dostarcza do niedawna największy, a dziś drugi w Europie superkomputer – LUMI. Polska ma w nim swoje udziały.
Liczby zapierają dech
Superkomputery to niezwykle szybkie i potężne maszyny, które są zbudowane z tysięcy połączonych ze sobą procesorów lub kart graficznych. Pracują one jednocześnie, co pozwala im dokonywać ogromnej liczby obliczeń w tym samym czasie. Cały system jest podzielony na węzły – małe jednostki, z których każda ma swoje procesory, pamięć i miejsce na dane. Węzły są połączone specjalnymi sieciami, które umożliwiają szybkie przesyłanie informacji między nimi. Wszystko to zapakowane do specjalnych szaf tak, że gotowy układ przypomina regały nowoczesnych bibliotek. Powierzchnia, którą zajmuje LUMI, jest równa dwóm kortom tenisowym, a superkomputer waży 150 t.
Poza infrastrukturą obliczeniową superkomputery mają zaawansowane systemy chłodzenia, często z użyciem cieczy. Podczas pracy wytwarzają tak dużo ciepła, że można je przeznaczyć na ogrzewanie miasta, jak w Kajaani. I nic w tym dziwnego, bo komputery takie jak LUMI umieją liczyć w niewyobrażalnej dla użytkownika przeciętnego laptopa czy komputera skali – 375 petaflops (FLOPS to skrót od floating point operations per second, czyli operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę; „peta-” oznacza czyli 10