Artykuł
Polityka kontynuacji
Trumpowi może niespecjalnie zależy na wygranej Ukrainy, lecz na pewno nie chce być postrzegany jako przegrany tej wojny. Nie bardzo więc może sobie pozwolić na zmniejszenie pomocy dla Kijowa
Ćwiczenia żołnierzy 57 brygady zmotoryzowanej. Charkowszczyzna, 14 listopada 2024 r.
Z Michaelem Kimmage'em rozmawia Emilia Świętochowska
Czy w 2025 r. prezydent Donald Trump odetnie Ukrainie pomoc wojskową?
Nie. Nie wyobrażam sobie, żeby nowa administracja znacznie zwiększyła wsparcie, lecz nie jest też możliwe, by je wyraźnie zmniejszyła, a tym bardziej całkiem wygasiła. Choć, oczywiście, należy się spodziewać, że Trump, tak jak obiecywał, będzie chciał negocjować z Kremlem. Pomoc dla Kijowa stanie się wówczas jedną z kart przetargowych. Jednak nie sądzę, aby te negocjacje się powiodły – a wtedy Waszyngton będzie musiał dalej wspierać Ukrainę. Jest nawet możliwe, że Trump doprowadzi do eskalacji, wysyłając Kijowowi broń, której odmawiała mu administracja Bidena. Zwłaszcza, jeśli Moskwa czymś go rozzłości.
Na przykład czym?
Były takie próby. Rosyjskie media np. opublikowały zdjęcia nagiej Melanii, jego żony, aby z niego zadrwić. Z Kremla płynęły także obraźliwe komentarze. Więc Moskwa może w końcu przeszarżować. Trump postrzega inwazję na Ukrainę jako kwestię nie tyle agresji Putina, ile słabości Bidena. Wielokrotnie powtarzał, że wojna by nie wybuchła, gdyby rządził. Eskalacja to opcja, która pozwoliłaby mu zademonstrować siłę. Jest jeszcze inna rzecz: prezydent elekt doskonale pamięta, jak wycofanie się z Afganistanu w sierpniu 2021 r. pociągnęło w dół poparcie dla odchodzącej administracji. Biden nie zdołał się już po tym odbić w sondażach. Trump wprowadzi się do Białego Domu z silnym mandatem – jest popularny, Partia Republikańska, którą kontroluje, ma większość w obu izbach Kongresu. Może nie zależy mu specjalnie na wygranej Ukrainy, lecz na pewno nie chce być postrzegany jako przegrany tej wojny. Nie bardzo więc może sobie pozwolić na zmniejszenie pomocy dla Kijowa.