Kreml znowu w narożniku. Chwilowo?
Rosja wciąż jeszcze może przegrać wojnę, a Zachód wyjść z niej wzmocniony. Pod warunkiem że wyciągnie wnioski z dotychczasowych błędów
Ukraińcy zrobili w saudyjskiej Dżuddzie dokładnie to, co powinni byli zrobić dwa tygodnie temu w Waszyngtonie – wygłosili kurtuazyjne słowa pod adresem narodu amerykańskiego oraz (zwłaszcza!) prezydenta Donalda Trumpa, zgodzili się na podpisanie tzw. umowy surowcowej, a przede wszystkim wyraźnie zadeklarowali chęć „dążenia do pokoju”, w tym natychmiastowego zawieszenia broni.
W gruncie rzeczy to niewiele. W dyplomacji nikogo nie dziwi uprzedzająca grzeczność wobec kogoś, na kogo było się (choćby słusznie) obrażonym. Ramowa umowa o eksploatacji złóż, które nawet nie są jeszcze w pełni udokumentowane, to zaledwie wstęp do dalszych negocjacji. Pokój natomiast – i zawieszenie broni – są przecież w ukraińskim interesie, choć rzecz jasna nie na każdych warunkach.
Do rozmowy o faktycznych, realnych warunkach zakończenia wojny droga jeszcze bardzo daleka. Na razie chodziło o to, by w ogóle na nią wkroczyć, w dodatku jako partner Stanów Zjednoczonych, a nie ich przeciwnik. Ten drugi wariant pchnąłby Trumpa już do reszty w objęcia Władimira Putina, a wiadomo, czym to grozi. Chwilowe zawieszenie amerykańskiej pomocy wywiadowczej i wojskowej kosztowało Ukrainę przynajmniej kilkaset istnień ludzkich (przy ostrożnych szacunkach) oraz utratę sporej części obwodu kurskiego, czyli jednego z atutów trzymanych na okoliczność przyszłej rozmowy z agresorem o wzajemnych ustępstwach terytorialnych.