Trump mówi poważnie
Na Grenlandii znajdują się bogate złoża niemal całej tablicy Mendelejewa. Amerykański prezydent nie chce, by padły łupem Chin. Ale Grenlandczycy chcą się rządzić sami
Nigdy wcześniej wybory parlamentarne, w których wzięło udział tak mało ludzi, nie budziły tak wielkiego zainteresowania świata. We wtorek zamieszkana przez 57 tys. osób Grenlandia wybrała 31 posłów do Legislatywy (Inatsisartut), która już w tej kadencji może poprowadzić arktyczną wyspę do niepodległości. Na to bogate w złoża terytorium łakomym okiem patrzy Donald Trump. Gdyby przeanalizować historię Stanów Zjednoczonych, apetyt na Grenlandię od XIX w. był lejtmotywem wielu tamtejszych administracji. A przed niemal stuleciem duńsko-norweski spór dotyczący największej wyspy świata zakończył się rozstrzygnięciem, które do tej pory należy do najważniejszych w historii rozwoju prawa międzynarodowego.
Zasługujemy na szacunek
Pięć z sześciu partii biorących udział w wyborach deklaruje poparcie dla oddzielenia się od Danii. Przeciwna secesji jest tylko Solidarność, ale głos oddało na nią jedynie 7 proc. wyborców. Reszta różni się tylko w poglądach co do tempa i sposobu wybijania się na „namminersulivinneq”, jak po grenlandzku określa się niepodległość. Ostrożni są choćby socjaldemokraci z partii Naprzód, proponujący 15-letni okres przejściowy, w którym Dania stopniowo obniżałaby dotacje budżetowe dla Grenlandii. Spieszyć nie chcą się także Demokraci, dowodząc, że wyspa nie przetrwa bez dotacji, a o secesji można myśleć wówczas, gdy na dobre rozpocznie się wydobycie surowców. Wraz z ociepleniem klimatu topnieją lodowce, więc eksploatacja zasobów stanie się opłacalna, ale na razie 95 proc. dochodów z eksportu przynosi handel rybami. – Dopiero po zagospodarowaniu złóż powinniśmy myśleć o rozluźnieniu więzów z Kopenhagą – mówił mi w 2008 r. Palle Christensen, jeden z ówczesnych liderów Demokratów.
Teraz partia jest nieco, ale tylko nieco odważniejsza. I to ona wygrała wybory, zdobywając 30 proc. głosów, które przełożyły się na 10 mandatów. Jej przywódca Jens-Frederik Nielsen powiedział dziennikarzom KNR, że wyspa „potrzebuje jedności”, więc partia zacznie rozmowy o koalicji ze wszystkimi czterema ugrupowaniami, które także weszły do Legislatywy. Zwycięstwo ostrożnie proniepodległościowych ludzi Nielsena można było przewidzieć, bo i jego rodacy są dość ostrożni. W styczniowym sondażu dla „Berlingske” i „Sermitsiaq”, przeprowadzonym już po komentarzach Trumpa o przyłączeniu wyspy, za niepodległością opowiedziało się 84 proc. ankietowanych, a przeciwko – jedynie 9 proc. Jednak względną, 45-proc. większość stanowią ci, którzy chcą niepodległości o tyle, o ile nie obniży ona ich poziomu życia. 14 proc. w imię swobody zaakceptowałoby „niewielkie”, a 7 proc. „znaczne” osłabienie dobrobytu. Jedynie dla 18 proc. mieszkańców niepodległość jest wartością nadrzędną, której nie powinno się przeliczać na korony.