Objawione przeznaczenie
Izolacjonizm to dla mieszkańców USA piękny mit o czasach, gdy trosk było mniej, a bogactwa więcej
„Zakaz wstępu. Ameryka dla Amerykanów”, rycina z 1896 r. pochwalająca doktrynę Monroe'a
Strach przed ponownym wybraniem Donalda Trumpa na prezydenta szybko narasta i trudno orzec, czy większy jest w USA, czy w Europie. Już podczas pierwszej kadencji miliarder udowodnił, że Stary Kontynent nie jest dla niego kluczowym sojusznikiem, a gospodarczym rywalem. Hasła izolacjonistyczne stały się więc jednym z kluczowych elementów jego kampanii. Ich realizacja oznaczałaby dla Europy powrót do czasów, gdy nie mogła liczyć na militarne wsparcie Stanów Zjednoczonych. W przeszłości przyniosło to wybuch wojen światowych. Również dziś wróżyłoby to światu bardzo niebezpieczną przyszłość.
Z dala od Europy
Wygłaszając w 1796 r. pożegnalne orędzie, prezydent George Washington zalecił następcom trzymanie Europy na dystans. Tak, aby z tamtejszymi mocarstwami ograniczać „powiązania politycznie do niezbędnego minimum”, skupiając się na relacjach handlowych. „Fundamentem owej prawdziwej polityki amerykańskiej miało być «powstrzymanie się od stałych sojuszy z jakimkolwiek państwem»” – wyjaśnia Przemysław Piotr Damski w opracowaniu „Izolacjonizm i nieinterwencja w tradycji amerykańskiej polityki zagranicznej”.
Te zalecenia nie budziły wówczas wielkich zastrzeżeń. Stary Kontynent postrzegano jako źródło wielu zagrożeń: poczynając od groźby inwazji, a kończąc na lęku przed despotyzmem, bo na nim w Europie opierała się większość monarchii. „Jeden z kolejnych prezydentów, Thomas Jefferson, w inauguracyjnym orędziu poszedł dalej. Podobnie jak Washington uważał, że europejski autokratyzm i amerykańska demokracja były nie do pogodzenia i