Porażka strategii spokoju
Dwa lata konfrontacyjnej polityki wobec Ukrainy i Unii Europejskiej nie przyniosły Budapesztowi żadnych korzyści. Szansą na realizację węgierskich interesów może się okazać nie straszenie wetem, ale współpraca na forum europejskim
Wiktor Orban i Władimir Putin, Pekin, 17 października 2023 r.
Węgry przyjęły wobec Ukrainy „strategiczny spokój”. Hasło to padło po raz pierwszy w wywiadzie Viktora Orbána dla państwowej telewizji M1 kilkadziesiąt godzin po rozpoczęciu wojny. Premier mówił w nim: „bardzo ważne jest, aby kraj znajdujący się w pobliżu teatru wojny nie włączył się w nią. Nazywamy to «strategicznym spokojem», on jest teraz potrzebny”. Ów spokój to przede wszystkim kreowanie się na państwo neutralne połączone z brakiem zgody na dostawy broni dla Kijowa. Na początku tłumaczono, że mogłoby to zagrozić bezpieczeństwu mniejszości węgierskiej żyjącej w Ukrainie, w obwodzie zakarpackim. Ta według ostatniego spisu powszechnego (z 2001 r.) liczyła 150 tys. osób. Realnie szacuje się ją obecnie na 80–90 tys. osób. Zagrożeniem miały zaś być możliwe ataki na szlaki transportowe.
Kolejne miesiące wojny mijały, a Zakarpacie pozostawało bezpieczne. Potrzebna była zmiana narracji. Oficjalny przekaz brzmiał teraz: „Węgry nie poprą żadnych działań, które nie prowadzą do deeskalacji konfliktu”. Dostawy broni miały zaś prowadzić do wydłużania konfliktu, a tym samym zwiększać liczbę ofiar, w tym zakarpackich Węgrów, którzy licznie służą w 128 Samodzielnej Zakarpackiej Brygadzie Szturmowej. Ich poświęcenie wykorzystują władze w Budapeszcie: skoro giną ich rodacy, to ma predestynować Węgrów do szczególnej roli „orędownika pokoju”.