Oswojenie, nie obojętność
Potrzeby uchodźczyń z Ukrainy nierzadko rozmijają się ze wsparciem, które jest im oferowane. Zakładamy, że wiemy lepiej, i nie słuchamy
z Marią Baran rozmawia Paulina Nowosielska
Gdy dwa lata temu Rosja zaatakowała Ukrainę, w zryw pomocowy zaangażowały się tysiące ludzi. Niemal od razu pojawiały się też głosy, że nasze relacje i emocje związane z uchodźcami będą się zmieniać. Jak jest dziś?
Zryw z definicji nie trwa wiecznie. Potwierdzają to nie tylko własne obserwacje, lecz także kolejne badania. Solidarność słabnie. Polacy pomagają mniej, a jednocześnie narastają postawy negatywne, antagonistyczne. Skutek był przewidywalny – podobny mechanizm uruchamia się po różnego rodzaju katastrofach, trudnych społecznie zdarzeniach na dużą skalę. Ze zrywem solidarnościowym mieliśmy też do czynienia na początku pandemii: powstawały oddolne inicjatywy sąsiedzkiej pomocy nakierowane na osoby starsze, z niepełno sprawnościami. Byliśmy gotowi na więcej poświęceń. Z czasem ten zapał jednak wygasał. Kurczyły się nie tylko zasoby materialne, lecz także mentalne – jak zdolność do ustępstw, angażowania się kosztem innych aktywności. Coraz bardziej oswajaliśmy się z nową sytuacją. Ten proces trwa teraz w odniesieniu do wojny za naszą granicą, choć nie można utożsamiać go z obojętnością.