Chińczycy gotowi jeść gorzkie
W „Dzień wyzwolenia Ameryki” Donald Trump wprowadził cła wzajemne na ponad sto krajów świata. Kilka dni później zawiesił je na 90 dni, jednocześnie drastycznie podwyższając – do 145 proc. – taryfy nałożone na Chiny. Jednak złamanie Pekinu może być nawet trudniejsze niż nakłonienie Rosji i Ukrainy do zawarcia pokoju.
Od dekad Państwo Środka zdawało sobie sprawę, że jego wzrost budzi niezadowolenie i prędzej czy później może dojść do przesilenia. Nie było więc tam szoku, jaki widzieliśmy choćby w Europie. Zwłaszcza że wojna handlowa ze Stanami Zjednoczonymi zaczęła się już za pierwszej kadencji Trumpa. W kolejnych latach Pekin szykował się na zaostrzenie konfliktu. Od 2018 do 2024 r. udział Ameryki w całkowitym eksporcie Chin spadł z 19,2 do 14,7 proc. (dane za Atlantic Council). Gdy za Atlantykiem trwała kampania wyborcza, władze ChRL zapewne miały już rozpisanych wiele wariantów rozwoju sytuacji i planów reakcji, również na wypadek gorszego scenariusza – jak np. wspólnych ceł USA, Unii Europejskiej, Japonii czy nawet Indii.