Miały być ustawki i żenady, wyszło dobrze
Popularne staje się wybrzydzanie, że predebaty w Trzaskowskich Końskich zmieniły się w „cyrk”, „żałosne widowisko” albo w inne nieapetyczne coś. Czyżby? Kandydaci, owszem, bywało, stosowali triki niewyszukane, a na niektóre pytania odpowiadali, jakby deklamowali kabaretowe numery. I cóż? W porównaniu z tym, co słyszymy w Sejmie, w programach z udziałem polityków (ba! też nieraz z udziałem publicystów), co czytamy X czy Instagramie, było na pewno lepiej. Na przykład zupełnie śladowo wystąpił wątek agentów. Bodaj tylko Szymon Hołownia przypiął się do jednego z egzotyczny kandydatów na prezydenta, ale, z ręką na sercu, ten kandydat faktycznie deklamował podstawowe tezy propagandy białoruskiej, jakby był hologramem sędziego Szmydta. Może był? W każdym razie insynuowanie agenturalne roli politykowi, który trzyma mentalnie z ruskimi i powiela, co powinien powielać szanujący się agencina ze Wschodu, nie jest aż tak grube.