Ratowanie planety czy obronność
Często słyszymy, że ochrona klimatu to luksus, na który nas nie stać – że przyjdzie za to nam zapłacić wolniejszym wzrostem gospodarczym. Co przekłada się na ponurą wizję deindustrializacji Europy, utraty konkurencyjności i masowych zwolnień. Takie głosy słychać właściwie od momentu, gdy UE zaczęła wprowadzać pierwsze elementy pakietu klimatycznego. Jednak pojawiają się i inne głosy, które z ekscytacją mówią o „nowym paradygmacie rozwoju” – mniejszej konsumpcji, być może niższym tempie wzrostu, ale za to w harmonii z planetą.
Prawda zapewne leży pośrodku. Trudno oczekiwać, że transformacja energetyczna i klimatyczna pozostanie bez wpływu na gospodarkę. Tak, prawdopodobnie zmniejszy się poziom konsumpcji, być może spowolni też potencjalny wzrost gospodarczy. Ale najważniejsze pytanie brzmi: czy będzie to proces gwałtowny i bolesny, czy raczej rozciągnięty w czasie i łagodny, wręcz niezauważalny z perspektywy przeciętnego obywatela?