Hit czy kunszt
Dla większości muzyków zdobycie nagrody Grammy to nadal namacalne świadectwo sukcesu. Ale nie zawsze idzie za tym przekonanie, że sukces kolegów z branży jest zasłużony
W lutym 2017 r. w Staples Center w Los Angeles Adele pozowała do zdjęć z naręczem złotych gramofonów. Zgarnęła najważniejsze laury wieczoru, w tym wyróżnienie w kategorii album roku za płytę „25”. Brytyjka odeszła jednak od typowego scenariusza. Zamiast po prostu podziękować producentom, fanom i bliskim, zadedykowała nagrodę Beyoncé nominowanej za album „Lemonade”, który nazwała „monumentalnym” i „obnażającym duszę”. Była to chwila wyczuwalnej szczerości, uderzająca – nie po raz pierwszy – w samo serce Grammy: za co właściwie otrzymuje się te laury?
Od dekad złote gramofony przyznawane przez Recording Academy postrzegane są jako szczyt osiągnięć muzycznych i najwyższy dowód jakości. Jednak z roku na rok już same nominacje wywołują coraz gorętsze debaty. Jak waży się liczbę odtworzeń i sprzedanych płyt, wierność umownym ramom gatunków i twórcze eksperymenty? Dlaczego do „nowych artystów” zalicza się takich, którzy debiuty mają już dawno za sobą? W dobie nadprodukcji na potrzeby serwisów streamingowych i związanej z tym ulotności muzyki kolejni muzycy kwestionują pobudki członków Recording Academy. Dla większości zdobycie złotego gramofonu to nadal namacalne świadectwo sukcesu. Nie zawsze idzie za tym jednak przekonanie, że sukces kolegów z branży jest zasłużony.