Kto pragnie krwi neosędziów
Spotkanie ministra sprawiedliwości i premiera ze środowiskami prawniczymi w ubiegły piątek było wydarzeniem, którego z wypiekami na twarzy wyczekiwali wszyscy zainteresowani losem wymiaru sprawiedliwości. Spodziewano się prezentacji epokowych projektów ustaw, które dotykałyby palących problemów nękających polskie sądownictwo. Nawet jeśli nie zawierałyby gotowych recept, to przynajmniej byłyby punktem wyjścia do pogłębionej dyskusji nad ostatecznym kształtem niezbędnych reform. Zamiast tego zgromadzonym w kancelarii premiera wyświetlono kilka slajdów, z których wynikało, że rządzący zamierzają się skupić przede wszystkim na rozliczaniu sędziów, którzy nie tylko wzięli udział w obarczonych wadą procedurach konkursowych, lecz także uczestniczyli w rozmontowywaniu niezależnego sądownictwa. Łatwo ustalić, o których konkretnie neosędziów chodzi. Wystarczy sprawdzić, kto w czasach rządów PiS zajmował najbardziej intratne i eksponowane stanowiska – czy to w sądownictwie, czy w organach państwowych.