Prohibicja to za mało
Zmiany zachodzące w ostatnich latach na poziomie samorządów zadają kłam lansowanej niegdyś tezie, że dyskusje na szczeblu lokalnym mają charakter technokratyczno-ekspercki, a nie ideologiczny. Ograniczenia ruchu samochodowego, zakazy spalania paliw stałych czy strefy czystego transportu to działania wywołujące burzliwe spory światopoglądowe. Przeciwni takim rozwiązaniom wolnościowcy ścierają się z postępowcami, którzy dopuszczają znacznie większą ingerencję władzy lokalnej, by poprawić komfort życia mieszkańców.
Podobna debata trwa dzisiaj w Warszawie wokół tzw. nocnej prohibicji. Na początku czerwca Jan Śpiewak złożył w radzie miasta projekt uchwały obywatelskiej, zgodnie z którym w godz. 22–6 sklepy i stacje benzynowe w stolicy nie mogłyby sprzedawać alkoholu. Pod projektem podpisało się ok. 700 osób. W reakcji na inicjatywę think tank Warsaw Enterprise Institute opublikował krytyczne stanowisko i wspólnie z Forum Obywatelskiego Rozwoju zaczął zbierać podpisy pod petycją sprzeciwiającą się nocnej prohibicji. Pod koniec sierpnia organizacje pochwaliły się poparciem 1,2 tys. warszawiaków.