Artykuł
Audyt atomu? Nie tylko na początek
Fiński reaktor Olkiluoto 3
Można założyć, że jeśli wyciągniemy wnioski z pozytywnych i negatywnych doświadczeń ostatnich lat, to skala przekroczeń budżetów i terminów w projektach jądrowych będzie już znacznie mniejsza
Z Bożeną Horbaczewską rozmawia Marceli Sommer
Po długich sporach państwa UE otworzyły w październiku drogę do reformy rynku energii elektrycznej, która określi m.in. zasady finansowania nowych elektrowni jądrowych. Mechanizmem forsowanym przez Brukselę dla takich jednostek jest dwustronny kontrakt różnicowy, czyli mechanizm dopłat dla wytwórcy, gdy ceny prądu spadają poniżej stawek określonych w umowie, i zwrot nadwyżek, gdy przekraczają uzgodniony pułap. Czy te regulacje to z punktu widzenia polskich planów jądrowych dobra zmiana?
Zacznijmy od tego, że nikt nas do niczego nie zmusza. Unia wskazuje ramy dopuszczalnej pomocy publicznej. Jeśli państwa członkowskie będą chciały wspierać budowę nowych elektrowni, to powinny to robić w ramach takich właśnie kontraktów. Ale to nie przesądza o innych aspektach modelu finansowego, np. zasadach włączania się w inwestycje kapitału prywatnego. Nie określa też struktury własnościowej elektrowni. Reforma rynku energii nie wyklucza więc zastosowania instrumentów, jakie znamy z tzw. modelu Mankala zastosowanego w Finlandii…
Czyli?
To formuła, która opiera się na aktywnym udziale odbiorców energii, którzy w zamian za finansowe wsparcie inwestycji otrzymują udziały w elektrowni oraz prawo do nabywania prądu po kosztach jego wytworzenia. Koszt produkcji 1 MWh energii w zbudowanym w tym modelu reaktorze Olkiluoto 3 to ok. 40 euro. A mówimy o inwestycji opóźnionej o kilkanaście lat względem zakładanego harmonogramu i budżecie przekroczonym o miliardy euro.