Artykuł
Ludzie do spraw śmierdzących
Paweł Jabłoński, wiceszef resortu spraw zagranicznych, m in. koordynujący ewakuację Polaków z Gazy, wyciąga w telewizyjnym studiu zdjęcie szeregowego posła Tomasza Zimocha i wkręca nas wszystkich w dyskusję o środkowym palcu, którym Zimoch drapie się po podbródku. Wiceminister mógłby umacniać nas w przekonaniu, że MSZ jeszcze pozostaje w rękach profesjonalistów – woli jednak włożyć kluczyk do zamka pozytywki i kręcić, by wreszcie popłynęła ukochana melodia z serii „Koziołek Matołek”. Rozumiem, że wielu pisowców pamięta aferę palcową poprzedniej kadencji, kiedy to opozycja prowadziła infantylną krucjatę przeciwko wulgarności. Przez kolejne lata, jak się wydaje, czyhano na sztywność palca po przeciwnej stronie i wreszcie, bingo! Gest posła PO faktycznie nie miał żadnego tzw. kontekstu – ale w antypatycznej logice procesu demokratycznego rzucić kłamstwem, które ma szansę się przylepić, to zwykła sprawa. Przykre to (jakby to było mieć w rodzinie kogoś, kto rzuca, rzuca i robi przerwę, by spokojnie przyjść do nas na wigilię?), nieuniknione. Ale żeby zaraz wiceminister spraw zagranicznych TO robił? Nie ma w PiS – i nie tylko – zwykłych prosiąt do spraw śmierdzących, takich szambiarzy robiących karierę dzięki gotowości podjęcia się każdej g... misji?