Fake dude z Białego Domu
Podany przez Donalda Trumpa fake news o tym, że Rosjanie okrążyli ukraińskie zgrupowanie w obwodzie kurskim, można by uznać za kolejną facecję specyficznego prezydenta. Można by, gdyby nie fakt, że takie kreatywne podejście do rzeczywistości zwykle czemuś służy. Jest podstawą budowania mitów i wyobrażeń oraz uzasadniania nimi państwowych decyzji.
W tym wypadku „deal” był prosty. Ukraińcy weszli na terytorium Federacji Rosyjskiej, ale nie utrzymali pozycji. Podczas odwrotu Władimir Putin wykazał się łaską i darował im życie. Ergo – należy mu się wdzięczność Wołodymyra Zełenskiego i gotowość do ustępstw. Donald Trump – kreując obraz litościwego Putina – zbudował narrację o przysłudze, którą ten miał wykonać pod adresem Ukrainy. Mniejsza o to, że Kreml w zasadzie nie cofnął się nawet o centymetr, jeśli chodzi o żądania wobec Kijowa, ale też i europejskiej części NATO. Nadal chce rozwiązania „praprzyczyn” czy też „pierwotnych” powodów konfliktu. Czyli realizacji memorandum wiceministra spraw zagranicznych Aleksandra Gruszko złożonego w Genewie pod koniec 2021 r. Co ważne, Rosjanie nakreślili tam formułę porozumienia z Zachodem. Domagali się osobnego porozumienia z USA i osobnego z NATO, rozumianego z pewnością jako Europa. I w tym punkcie Trump wydaje się działać wspólnie z Putinem. Rozmawia z nim właśnie w takim formacie. Z pominięciem Europy. Tworzy mity o jego rzekomych ustępstwach, które za chwilę uzna za oczywiste oczywistości. Za prawdę.