Jak przez telefon wygrać wojnę
Rosja gra, Ameryka tańczy, Chiny (na razie) przyglądają się tym występom z dystansu. Prawdopodobnie czekają na odpowiedni moment, by zaproponować własne melodie
Przed wtorkową rozmową Trumpa z Putinem niektórzy łudzili się jeszcze, że amerykański prezydent – po wcześniejszym brutalnym wymuszeniu uległości na Ukraińcach – przyciśnie z kolei do ściany Rosjan, zaprowadzi zapowiadany wielokrotnie „pokój poprzez siłę”, a świat w rezultacie wróci w stare, dobre, z grubsza znane koleiny. Pesymiści wskazywali jednak, że raczej nie po to Donald Trump wykonywał wcześniej kolejne przyjazne gesty pod adresem Putina, żeby teraz męczyć go nowymi sankcjami.
Symptomatyczne było wycofanie z ekipy negocjacyjnej, na wyraźne i publiczne żądanie Rosjan, gen. Keitha Kellogga. Moskwa uznała go za zbytnio „antyrosyjskiego” i „przychylnego Ukrainie”, gdy tymczasem tak naprawdę jako jeden z niewielu członków drużyny Trumpa on się po prostu zna na realiach bezpieczeństwa międzynarodowego i na strategiach przeciwnika, więc nie kupuje bezkrytycznie rosyjskich narracji propagandowych. Tego świetnie wykształconego dowódcę operacyjnego, odznaczanego za bohaterstwo weterana sił powietrznodesantowych, mającego w dodatku spore doświadczenie w kierowaniu kluczowymi strukturami bezpieczeństwa w doradztwie politycznym na wysokim szczeblu oraz w praktycznej dyplomacji zastąpił – decyzją prezydenta – Steve Witkoff, miliarder, który wzbogacił się na spekulacji nieruchomościami w Nowym Jorku i nigdy nie miał do czynienia ze stykiem wojny i polityki ani z autorytarnymi reżimami. Ale najważniejsze: jest osobistym przyjacielem i częstym partnerem Trumpa do gry w golfa.