Artykuł
Można się śmiać, ale lepiej widzieć rzeczywistość
Zapewne jedyną zadowoloną z ucieczki naszego sędziego na Białoruś jest jego była żona. Przez pewien czas „mała Emi” cieszyła się popularnością, ujawniając istnienie grupy internetowych hejterów pod wodzą wiceministra sprawiedliwości. Kiedy jednak się okazało, że wiarygodność jej doniesień nie jest duża, zainteresowanie jej osobą spadło. Aż tu nagle taka heca! Eksmałżonek zyskał status upadłego, Polska zainteresowała się zatem, co wiedziała „mała Emi” o domniemanej agenturalnej aktywności byłego męża. Otóż nic nie wiedziała. A przecież, jak sama uważa, miała zły charakter i ciągle starała się sprawdzać, czy mąż nie ma „drugiego życia”. Jak się wydaje, pod tym pojęciem rozumie ona, cóż, inne baby. Ale nic nie ma. Ani bab, ani szpiegów, ani – najlepiej – uwodzicielskich bab agentek. A zdarzają się takie! W każdym razie w filmach, lecz chyba nie w tych, które kręcą ludzie Łukaszenki.