Miliarderzy. Jak naprawdę działa efekt skapywania
Co jakiś czas internetowe bańki po obu stronach politycznego muru wybuchają dyskusjami (oburzeniem, zachwytem) wobec czegoś, co powiedział lub zrobił ten czy inny miliarder. Jednych gorszą jego wypowiedzi np. na temat płci społecznej, inni się cieszą z mniej lub bardziej jednoznacznego opowiedzenia się po którejś stronie sporu politycznego. A nas, obserwujących te starcia, szokuje i dziwi raczej to, że kogokolwiek to obchodzi. I że bańkowe dyskusje koncentrują się na wypowiedziach, a nie na działaniach. Można by się np. zastanowić nad skutkami wywołanego przez pewnego miliardera szumu wokół próżniowego pociągu Hyperloop. Z jednej strony kto bogatemu zabroni bawić się kolejką? Z drugiej jednak skutkiem tego – porzuconego po 10 latach i kosztującego kilkaset tysięcy dolarów – projektu było odstąpienie od przygotowań do powstania systemu kolei publicznych w Kalifornii. Można by też podyskutować, czy przypadkiem storpedowanie tych planów nie było głównym celem projektu Hyperloop. Byłaby to dyskusja o wiele ciekawsza, równie gorąca i zostawiająca równie wiele miejsca na kierowane do rozmówców inwektywy, tym bardziej że szum wokół projektu dotarł daleko poza Amerykę Północną, w tym do Polski (kto by nie chciał pokonać trasy Kraków–Gdańsk w 35 min?).