Artykuł
Gra w weiqi
Fatalny przebieg wojny w Wietnamie i wzrost siły militarnej ZSRR zmusiły USA do spojrzenia przyjaznym okiem na Pekin
Chińscy żołnierze podczas granicznej wojny z ZSRR. Wyspa na rzece Ussuri, 1969 r.
„Jeżeli szachy to rozstrzygająca bitwa, weiqi to przedłużająca się kampania. Szachista dąży do pełnego zwycięstwa, gracz weiqi szuka względnej przewagi” – pisał w książce „O Chinach” Henry Kissinger. Były sekretarz stanu USA, który zmarł 29 listopada, celowo zapoznawał czytelników z regułami chińskiej gry planszowej liczącej sobie ponad 2 tys. lat (znana jest też jako go). Robił to po to, żeby zaczęli lepiej rozumieć strategię i cele polityki zagranicznej Pekinu.
„W szachach gracz ma przeciwnika przed sobą, wszystkie figury są rozstawione. Gracz w weiqi musi brać pod uwagę nie tylko kamienie na planszy, lecz także siły, które przeciwnik dopiero może wykorzystać. Szachy uczą clausewitzowskich koncepcji «środka ciężkości» i «decydującego punktu» – gra zwykle rozpoczyna się walką o centrum planszy. Weiqi uczy sztuki strategicznego okrążania” – podkreślał Kissinger. Zważywszy, że jego największym sukcesem był udział w wypracowaniu sojuszu USA z komunistycznymi Chinami, który zamknął w okrążeniu Związek Radziecki, można założyć jedno – zmarły w wieku 100 lat polityk lubił grywać w weiqi.
O włos od wojny
„W oczach Chińczyków wysyłając żołnierzy do Korei i flotę do Cieśniny Tajwańskiej, Stany Zjednoczone umieściły dwa kamienie na planszy weiqi, a Chiny stanęły przed groźbą okrążenia” – tak Kissinger tłumaczy nerwową reakcję Pekinu w 1950 r. na amerykańską interwencję zbrojną w Korei. Wprawdzie nastąpiła ona pod flagą ONZ, ale to wojska USA wzięły na siebie ciężar walki z komunistami z Północy. I to dzięki nim Południe obroniło się przed agresorem.