Artykuł
Niech się dogadają
We wsiach na wschodzie Ukrainy nawet po dwóch latach wojny stosunek do Rosjan jest inny niż na zachodzie kraju. – To też ludzie – mówią mieszkańcy
Zniszczony w wyniku rosyjskiego ostrzału blok w Charkowie, 24 września 2023 r. (górne zdjęcie); punkt niezłomności w Wesełej (na dole po lewej); Antonina czekająca na drewno, Łypci (na dole po prawej), 6 listopada 2023 r.
Biełgorod to rosyjska wieś tuż przy granicy z krainą wroga. Przed wojną, opowiada mi 64-letnia Antonina, mieszkanka Borysówki znajdującej się na terytorium Ukrainy, jeździło się w tę i we w tę. Można się wyrobić w godzinę. Każdy miał tam jakąś rodzinę po drugiej stronie. Nawet po 24 lutego 2022 r. ruch graniczny do pewnego stopnia został utrzymany. – U nas na początku wojny brakowało wielu produktów. Robiliśmy więc wymianę ze znajomymi Rosjanami. Syn zawoził im mleko, a nam przywoził chleb. Barterowa relacja skończyła się dopiero wtedy, gdy rosyjska wieś, do której jeździł, została wysiedlona – mówi skromnie ubrana kobieta, w Borysówce mieszkająca od urodzenia.
Z Rosjanami łączy tutejszą ludność sporo. Na wschodzie Ukrainy mówi się surżykiem, będącym mieszanką języków ukraińskiego i rosyjskiego. – W czasach ZSRR byliśmy przecież tacy sami. A po jego upadku wcale nie poczułam, że coś się w tym zakresie zmieniło – opowiada Antonina. Rosjanie Borysówkę zajęli na samym początku inwazji. Pod ich kontrolą pozostała do września 2022 r. Antonina mówi, że żołnierze traktowali ich dobrze. Trochę tak, jakby byli swoi. – Nawet jedzenie nam dawali.