społeczeństwo
Puste hospicja, znikające matki
Miały być realnym wsparciem dla kobiet, które po wyroku TK muszą rodzić dzieci z wadami letalnymi. Dziś w hospicjach perinatalnych spada liczba pacjentek. Dzieci śmiertelnie chorych nie rodzi się jednak mniej
Przychodzą na świat bez powłoki brzucha, z nieuleczalnymi wadami genetycznymi, mają szanse na godzinę, dwa dni albo miesiąc życia - tak neonatolodzy opisują noworodki, z którymi mają do czynienia. To wady, które wcześniej uprawniały do aborcji. - Te dzieci rodzą się, często cierpią, ale nie ma jasnego systemu pomocy dla nich - mówi jeden z naszych rozmówców. Tym bardziej że dla szpitali to coraz większe wyzwanie nie tylko etyczne, lecz także logistyczne. Jak mówi prof. Ewa Helwich, konsultant ds. neonatologii, specjaliści zwracali się do resortu zdrowia z prośbą o wsparcie. - Kobieta rodzącą śmiertelnie chore dziecko nie może potem być na sali z matkami, których dzieci są zdrowe. Powinna mieć własny pokój, wsparcie psychologiczne, osobną opiekę pielęgniarską i medyczną. Tego w standardzie szpitale nie mają - mówi. A czy są przygotowane na to, że więcej kobiet rodzi dzieci z poważnymi wadami? Profesor Iwona Maroszyńska, szefowa Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, mówi, że na pewno nie wszystkie. - Jeśli w danym ośrodku takie dziecko przychodzi na świat raz na pół roku, to on na pewno nie jest przygotowany. Noworodki z ciężkimi wadami powinny się rodzić w placówkach wysokospecjalistycznych. Pytanie, czy faktycznie są tam dla nich miejsca. I czy nie powinny one zajmować się wyłącznie takimi, dla których jest szansa na ratunek? - wylicza.