Artykuł
Pozłacana obietnica
MERYTOKRACJA STAJE SIĘ CORAZ OKRUTNIEJSZYM SYSTEMEM. I CORAZ WIĘKSZĄ ŚCIEMĄ
Absolwenci architektury Uniwersytetu Columbia– uczelni z Ligi Bluszczowej. Nowy Jork, 2020 r.
Obietnica jest oczywiście inspirująca. O ile w prekapitalistycznym feudalizmie chłop po kres miał być chłopem, o tyle w systemie merytokratycznym to nie urodzenie miało zdecydować o naszej pozycji społecznej, lecz my sami. Wszyscy mamy (ponoć) równe szanse i - poprzez zasługi - sami wykuwamy swój los. Oraz miejsce w hierarchii prestiżu i dochodów. Apologeci przekonują, że ten system nie tylko jest sprawiedliwy, lecz także korzystny dla całego społeczeństwa, bo wynagradza wysiłek i talent, a więc jest po prostu bardziej produktywny. Niestety, nie trzeba długo skrobać pozłotki, by zorientować się, że to mit.
Wydaje się, że Polacy należą do bardziej oddanych wyznawców indywidualnej sprawczości, a więc merytokratycznego paradygmatu. Taki obraz wyłania się m.in. z opublikowanego w listopadzie przez OECD (organizacji zrzeszającej wolnorynkowe demokracje) szóstego już raportu poświęconego jednemu z definiujących nasze czasy trendów, czyli rosnącym nierównościom. Z badania pt. „Jak ludzie postrzegają ekonomiczne dysproporcje i społeczną mobilność” wynika, że nasi rodacy z jednej strony bardziej niż inne społeczeństwa uważają, że w osiągnięciu sukcesu pomaga pochodzenie z bogatej rodziny (50 proc.), ale również częściej niż inni wskazywali na kluczowe znaczenie ciężkiej pracy (aż 85 proc.). Do mediów przebiła się głównie informacja, że Polacy są najgoręcej przekonani, iż bieda wynika bardziej z lenistwa - „braku wysiłku”, jak to ujęli autorzy raportu - niż pecha albo niesprawiedliwości (taką odpowiedź wybrała jedna czwarta Pol