Artykuł
Prowokacja nie wyklucza obrony koniecznej
Co do zasady nie należy wykluczać, że ktoś, kto sprowokował napastnika swoim wcześniejszym zachowaniem, odpierając atak na siebie działał w obronie koniecznej - uznał Sąd Okręgowy w Łodzi.
Sprawa dotyczyła zatargu pomiędzy dwoma mężczyznami. W efekcie jeden z nich (M.M.) wtargnął do mieszkania drugiego (R.F.), po czym zaczął szarpać, odpychać i zadawać ciosy swojemu oponentowi, a także jego małżonce. W odpowiedzi R.F. zadał napastnikowi siedem ciosów nożem, powodując u niego ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu. Za ten czyn został mu postawiony zarzut usiłowania pozbawienia życia M.M. Sąd Okręgowy w Łodzi, przed którym toczyło się postępowanie, zmienił jednak kwalifikację czynu oskarżonego. Uznał bowiem, że ten działał w obronie koniecznej, przy czym rażąco granice tej obrony przekroczył, stosując sposób obrony niewspółmierny do niebezpieczeństwa zamachu. „Brak jest powodu do wyłączenia co do zasady możliwości powołania się na obronę konieczną przez napadniętego, nawet gdy wcześniej swoją niegrzecznością czy złośliwością jakoś sprowokował napastnika, jeśli z okoliczności sprawy wynika, że prowokujący już zaprzestał nagannego zachowania, a napastnik ponawia bezprawny atak” - czytamy w uzasadnieniu wyroku. Sąd podkreślił ponadto, że takie ograniczenie tym bardziej nie ma uzasadnienia, gdy atak wiąże się z bezprawnym wdarciem się przez napastnika do mieszkania napadniętego. Zarazem jednak wskazano, że nie każda forma obrony może zostać zaakceptowana. R.F. za swój czyn został skazany na karę czterech lat pozbawienia wolności.
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right