dyplomacja
Atak na Sumy nie obudził Unii
Unia Europejska nie porozumiała się w sprawie dużego pakietu pomocowego dla Ukrainy, a prace nad kolejnymi sankcjami skończą się dopiero w maju. Bruksela próbuje też zapobiec wizycie premiera Słowacji w Moskwie
Unijni ministrowie spraw zagranicznych spotkali się w poniedziałek w Luksemburgu, by podsumować dotychczasowe działania wobec Rosji i skoordynować dalsze wsparcie dla Ukrainy. Ton nadała Kaja Kallas, szefowa dyplomacji UE. – Rosja gra na czas. Widzieliśmy atak na Sumy, jeden z najbardziej śmiercionośnych. Oni nie chcą pokoju, chcą wojny. Jedyną odpowiedzią może być większa presja – mówiła Estonka.
Takim sygnałem ma być 17. pakiet sankcji, który – jak zapowiedziała Kallas – trafi pod obrady Rady w maju. Unii nie udało się w poniedziałek posunąć do przodu ani kolejnych sankcji, ani nowych pakietów wsparcia wojskowego dla Ukrainy. Nowe sankcje mają objąć tzw. flotę cieni, czyli sieć tankowców omijających obostrzenia nałożone na rosyjską ropę. W pakiecie mają się również pojawić kolejne nazwiska objęte zakazami wjazdu i zamrożeniem aktywów, a także przepisy utrudniające omijanie ograniczeń technologicznych. Bruksela liczy na poparcie wszystkich państw członkowskich, ale prawdopodobnie do samego końca decyzja będzie wstrzymywana przez Węgry.
Presja to tylko połowa unijnej strategii. Drugą pozostaje pomoc wojskowa dla Ukrainy. UE liczona łącznie pozostaje największym dawcą uzbrojenia, a dodatkowo ma współpracować przy wspólnych zakupach sprzętu wojskowego dla armii państw członkowskich. Ponadto w tym roku UE dostarczyła już dwie trzecie z obiecanych 2 mln sztuk amunicji artyleryjskiej, co oznacza znaczny postęp w stosunku do dostaw z ubiegłych lat. Na stole pozostaje plan mobilizacji nawet 40 mld euro na dalsze wsparcie militarne Ukrainy. Choć jego pierwotna wersja utknęła w martwym punkcie przez brak zgody co do sposobu liczenia wkładów, Kallas zapewniła, że UE nie porzuca tego pomysłu, a rozmowy trwają. Propozycja, by państwa płaciły według poziomu dochodu narodowego, nie zyskała poparcia krajów Południa, w tym Włoch, ale gabinet Kallas przygotowuje drugą wersję, która ma się opierać na innych założeniach.
W Brukseli dominuje przekonanie, że nie można czekać na efekty amerykańskich negocjacji z Kremlem. Po niedzielnym ataku na Sumy, w którym według wczorajszych danych zginęło 35 osób, nawet ostrożne stolice uznały, że eskalacja jest faktem, a reakcja UE nie może być jedynie defensywna. Blokadą reakcji grozi tradycyjnie Budapeszt. Węgierski szef MSZ Péter Szijjártó potwierdził, że jego kraj nie weźmie udziału w żadnym elemencie misji szkoleniowej EUMAM, gdyby zakładała ona obecność doradców wojskowych na terytorium Ukrainy. Jego zdaniem to krok w stronę eskalacji, która zagraża całej Europie. – Nie przekażemy ani dolara, ani żołnierza – oświadczył Szijjártó po spotkaniu Rady. Choć Węgry nie odgrywają istotnej roli we wsparciu walczącego z rosyjską agresją Kijowa, skutecznie utrudniają głosowania, w których wymagane jest poparcie wszystkich państw.
Węgry sprzeciwiają się również kolejnym sankcjom energetycznym i straszą wetem wobec copółrocznego przedłużania już obowiązujących. W styczniu przez kilka godzin opóźniały odnowienie sankcji, co zdaniem unijnych dyplomatów mogło dać Moskwie zarobić miliardy euro. W rezultacie kilka państw, w tym Belgia, Czechy i Litwa, analizuje możliwość wdrażania unijnych sankcji w trybie krajowym. Pozwoliłoby to ograniczyć obstrukcję Budapesztu. Nie wszystkie stolice poprą ten krok, jednak rośnie świadomość, że dotychczasowy mechanizm przestaje działać. Dyplomaci coraz częściej mówią o potrzebie rozwiązań pozaunijnych poprzez przeniesienie sankcji do porządku krajowego, czy też tworzenie koalicji chętnych do działań w zakresie polityki zagranicznej. Taki format działa w kontekście wsparcia wojskowego i może stać się głównym narzędziem także w sprawach sankcyjnych.
Dodatkowym testem dla unijnej jedności są zbliżające się obchody 9 maja, czyli Dnia Zwycięstwa, najważniejszego rosyjskiego święta państwowego. Spośród państw europejskich Moskwa zaprosiła na nie przywódców Białorusi, Słowacji i Serbii. Robert Fico, słowacki premier, nie wykluczył obecności na placu Czerwonym. – Bruksela nie potraktuje tego lekko – ostrzegła Kallas, a w kontekście Serbii dodała, że kandydaci do członkostwa powinni zachować pełną solidarność z Ukrainą. W zamian szefowa unijnej dyplomacji wezwała europejskich przywódców do odwiedzenia 9 maja Kijowa. Ma to być przeciwwaga dla rosyjskiego spektaklu propagandowego, a także okazja dla niemieckiego kanclerza in spe Friedricha Merza do odbycia pierwszej wizyty zagranicznej po zaprzysiężeniu. ©℗
Mateusz Roszak